Rzecz afrykańska. Czyli skąd to wszystko przypłynęło
W Afryce Zachodniej nie produkuje się prawie niczego. A handluje prawie wszystkim. Z całego świata.
Mor Talla Kane, dyrektor senegalskiej Konfederacji Pracodawców, jest wysoki, szczupły, świetnie na nim leży długa szata zwana sabadorem. Materiał w kolorze brązu ze srebrną nutą pochodzi z Bangladeszu, a guziki są europejskie.
– Tylko mój krawiec jest senegalski – mówi. Mokasyny dyrektora Kane są tureckie, a zegarek włoski. Samochody najbardziej ceni niemieckie, ale ma też japoński i francuski.
I tak tu jest. Prawie wszystko przypłynęło do Senegalu z daleka i prawie wszystko przez port w Dakarze, który obsługuje też sąsiednie kraje, zwłaszcza pozbawione dostępu do morza Mali.
45 dni przez morza i oceany
Senegal ma dostęp do Oceanu Atlantyckiego, a ryby to jeden z niewielu towarów, których nie trzeba sprowadzać. I jeden z głównych artykułów eksportowych.
Żeby tuńczyk złapany u wybrzeży Senegalu trafił do puszki, a owoce morza zostały zamrożone, potrzebne są maszyny. I te płyną z Chin, które stały się głównym graczem w miejscowym przetwórstwie rybnym dzięki darom przekazanym narodowi senegalskiemu.
Gdy w 2005 roku Senegal zerwał nagle stosunki dyplomatyczne z Tajwanem, Chińska Republika Ludowa zapowiedziała wybudowanie Teatru Wielkiego i Muzeum Czarnej Cywilizacji. Z wdzięczności władze senegalskie dopuściły Chińczyków do intratnych gałęzi gospodarki – rybołówstwa i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta